Więc co z tą gębą na Marsie?

Więc co z tą gębą na Marsie?

26 lipca 1976 roku statek kosmiczny Viking I przelatywał nad pustynnym obszarem północnej półkuli Marsa, zwanym Cydonia, i zrobił zdjęcie powierzchni. Gdy naukowcy NASA wywołali zdjęcie, zobaczyli coś w rodzaju ludzkiej twarzy i pokazali je dla zabawy reporterom. Tak narodziła się twarz z Marsa – jedna z tych historii, które wiodą mroczną egzystencję na pograniczu między nauką a pseudonauką, od czasu do czasu przyciągając na krótko powszechną uwagę po to, by znów ulec zapomnieniu.

Nie zrozumcie mnie źle – ja nie sugeruję, że kwestia, czy jakaś starożytna cywilizacja wykryła ludzką twarz (!) na Marsie, zalicza się do przełomowych zagadnień naukowych obecnego wieku. Nie zalicza się. Wprowadzam ją tutaj jedynie jako przedstawiciela wszystkich tego typu zagadnień – potwora z Loch Ness, uprowadzenia przez UFO, postrzegania pozazmysłowego i do niedawna Całunu Turyńskiego – odrzucanych i ignorowanych prawie przez wszystkich naukowców, a mimo to nie odchodzących w zapomnienie.

W pewnym okresie swego życia sporo czasu poświęciłem na badanie kilku zagadnień tego typu (starożytni astronauci i moc piramid). W wyniku tych doświadczeń skłaniam się ku całkowitemu sceptycyzmowi co do twierdzeń na temat tych zjawisk: przy bliskim zbadaniu większość z nich okazuje się nie do utrzymania, mimo że na pierwszy rzut oka wyglądało inaczej. Moim zdaniem twarz z Marsa dokładnie pasuje do tego wzorca.

Jakie są fakty? Głównym celem fotograficznego przeglądu powierzchni Marsa wykonywanego przez Viking I była pomoc naukowcom w wyborze miejsca lądowania dla lądownika Viking, który znajdował się już w drodze do Czerwonej Planety. Obszary takie jak Cydonia były zbyt pagórkowate i nierówne, by mogły być brane pod uwagę jako miejsce do lądowania. Tak więc, gdy na niewyraźnej fotografii ukazał się płaskowyż wysokości około 450 metrów i długości 1,5 kilometra, z czymś, co wyglądało podobnie do ludzkiej twarzy, naukowcy z NASA nie zwrócili na to zbytniej uwagi.

I, jak to zwykle bywa w tej strefie cienia, niektórzy ludzie popatrzyli na te fotografie i stwierdzili, że ukryto informację najwyższej wagi. Jeśli sobie przypominam, do poparcia tezy, że w tej sprawie jest coś więcej, niż chce przyznać główny nurt nauki, użyto czterech typów argumentów. Były to: (1) zastosowanie techniki obróbki obrazu (zwanej „kształt z formy”) do pokazania, że twarz ta nie jest efektem gry świateł, lecz odpowiada rzeczywistym formacjom na płaskowyżu; (2) analiza pobliskich formacji mająca rzekomo ukazać wiele niezwykłych struktur (głównie piramid) na tym obszarze; (3) dowód na to, że kąty wyrysowane pomiędzy niektórymi sąsiednimi strukturami powtarzają się; (4) badania oparte na technice matematycznej stosującej fraktale, z których wynika jakoby, że struktury te nie mają formy typowej dla obszaru wokół nich.

Gdy zajmowałem się badaniem piramid, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było przekonanie się, czy twierdzenia na ich temat wypowiadane były rzeczywiście prawdą. Przeprowadzając swoje badania w Gizie, odkryłem niebawem, że: (1) piramidy nie są zbudowane na idealnych kwadratach i (2) ich boki nie wskazują dokładnie kierunku północ-południe. Odkrycia te zburzyły dwa najbardziej powszechne twierdzenia głoszone przez wyznawców mocy piramid. Jeśli zacznę traktować twarz z Marsa poważnie, powinienem wykonać na nowo wszystkie te analizy, aby upewnić się, czy zostały wykonane prawidłowo. Nie mam czasu, by to robić, więc załóżmy, że wszystkie te stwierdzenia są słuszne. Czy wykazują one uzasadnione prawdopodobieństwo, że na powierzchni Marsa istniała rozwinięta cywilizacja?

Nie. Analiza typu „kształt z formy” pokazuje na przykład jedynie jakieś szczególne rozmieszczenie nierówności na płaskowyżu, ale nie świadczy o tym, że są one sztuczne. Faktycznie, prawa rachunku prawdopodobieństwa nakazują, by każda planeta miała pewne przypadkowe ułożenie form geologicznych, które ludzie będą postrzegać jako obrazy. Czy struktury o kształcie piramid wskazują na to, że konstruowano je świadomie? Geolodzy znają wiele takich formacji w miejscach na Ziemi, gdzie podstawową siłą erozji jest wiatr (przypomnijmy sobie o terenach w Dakocie Południowej). Powtarzające się kąty? Ten argument mógłby mieć jakieś znaczenie, gdyby struktury te leżały na otwartej przestrzeni bez żadnych nierówności. Ale znajdują się one na powierzchni, gdzie jest wiele szczelin i stąd wiele kątów. W tej sytuacji niektóre będą miały podobne wartości po prostu przez przypadek. I jeżeli badania wykazują, że płaskowyż jest inny niż otaczający obszar, to co z tego wynika? To dowodzi jedynie, że jest inny, a nie został zbudowany świadomym zamysłem. Mogę wyobrazić sobie mnóstwo miejsc na amerykańskim Zachodzie, które będą spełniały to kryterium.

Spodziewam się, że twarz z Marsa wróci na łamy prasy, gdy NASA wznowi w 1998 roku misje do Marsa. Tak jak w przypadku Vikinga, będą przeprowadzane jakieś przeglądy fotograficzne i przewiduję głośne nawoływania z pogranicza, by zrobić lepsze zdjęcia rejonu Cydonii. Jeśli będzie to możliwe, może zostanie zrealizowane, lecz przy nowym kiepskim, tanim sposobie podejścia do badań kosmicznych może się nie udać. I jeżeli próbniki nie powrócą ze zdjęciami tego płaskowyżu, krzyki o „ukrywaniu” rozpoczną się na nowo.